Egipt
Wycieczka do Egiptu
I znów zima… szara, nudna i po prostu… zimna. Słońca jak na lekarstwo, wstajemy do pracy – jeszcze ciemno, wracamy z pracy - już ciemno. Podejmujemy więc decyzję o konieczności dogrzania się - w jakimś cieplejszym niż nasz - klimacie. Wiemy w jakich dniach możemy zaplanować wyjazd, znamy stan konta… oglądamy oferty i jest! Wybór pada na dwutygodniowy wyjazd do Egiptu. Wycieczka objazdowa Rejs po Nilu 7+7. Wyjazd na zasadzie – dziś kupuję – jutro lecę. Początkowo mieliśmy wylecieć z Poznania. Wszystko już załatwione, gdy dowiaduje,my się, że nie ma miejsc w samolocie i proponują nam wylot z Gdańska. To drugi koniec Polski " i się nie zgadzamy. Ostatecznie wylatujemy z Wrocławia i po czterogodzinnym locie wita nas przyjemne ciepło i lotnisko w Hurghadzie. 7 dni odpoczynku podzielono nam na 4 dni przed rejsem i 3 dni po rejsie. Beznadziejnie, ale trzeba się z tym pogodzić i coś sobie zorganizować samemu. Przed wylotem zdążyliśmy przeczytać, że dodatkowe wycieczki w Egipcie warto kupować w lokalnych biurach, gdzie ceny są o wiele niższe niż u polskich organizatorów a i dodatkowe atrakcje w cenie. Po zostawieniu walizek w pokoju hotelowym idziemy na rekonesans po okolicy. Cel – szukanie wycieczki do Kairu i Aleksandrii. Jest kilka biur, wchodzimy do pierwszego. Hmmm. Dziś mamy czwartek a wycieczka do Kairu i Aleksandrii jest we wtorki. Tylko, że we wtorek będziemy już na statku i musimy mieć coś szybciej. Sprzedawca jednak nie chciał nas wypuścić. Stwierdził że coś załatwi. 2 godziny ciągłych telefonów i jest. Wyjazd dziś wieczorem. O 22.00 mamy być pod biurem. Jest godzina 20.30. Szybko do hotelu na kolację. Potem błyskawiczny prysznic, ale niestety. 21.10. Telefon do pokoju. Mamy już szybko schodzić i jedziemy. W biurze nie podpisywaliśmy żadnej umowy. Pieniądze z ręki do ręki. 2 wizytówki z numerami telefonów pracowników firmy, suchy prowiant i bilety na autobus. Autobus sam w sobie był atrakcją turystyczną i chyba archeologiczną. Miał ze 40 lat i połamane siedzenia. Służył zarówno do przewozu ludzi jak i zwierząt. Zmęczeni po całodziennej podróży (do Wrocławia też musieliśmy dojechać) udało się zasnąć. Budzimy się koło 3 nad ranem gdzieś na przedmieściach Kairu. Musimy wysiadać, bo to końcowy przystanek. Tubylcy szybko się rozeszli i zostaliśmy sami… Telefon do organizatora… Nie odbiera. Dzwonimy na drugi numer. Ten ich angielski ciężko jest czasem zrozumieć rozmawiając twarzą w twarz, a rozmowa przez komórkę z zaspanym Egipcjaninem nie może przynieść spodziewanych efektów. Na szczęście trafiliśmy jakiegoś zbłąkanego tubylca. Dałem mu telefon i jakoś wspólnymi siłami udało się dowiedzieć, że mamy czekać i zaraz ktoś po nas podjedzie. Faktycznie – nie minął kwadrans, podjeżdża busik - TAXI, zabiera nas do hotelu. Widzę, że 3 razy jeździ tymi samymi uliczkami. Myślimy, że będzie chciał na skroić, ale nie. Nie wziął pieniędzy. Wszystko zapłacone mówi. W hotelu odnalazł nas opiekun francuskiej wycieczki i dołączył nas do swojej grupy. Madzia zna francuski więc nie było najgorzej. Dali nam jeszcze szybkie śniadanie, kawę i wsadzili w autokar do Aleksandrii. Tym razem już normalny - turystyczny.